Komentarze
Ja, jak zwykle, zwróciłam uwagę w szczególności na refleksję dotyczącą języka: "Ile poświęcenia wymaga szantaż /gdy zakładnik ma jedną tożsamość i musi się w niej zmieścić? /Jeden język?" - wpływ języka na tożsamość jest w tym wierszu poparty konkretami. Spójrzcie na to "oblicze tej ziemi" - każdy człowiek wychowany w naszej kulturze od razu skojarzy te słowa z Papieżem Polakiem i zaraz się okaże, że to prowokacja, mimo, ze tu nie ma ani słowa o żadnych papieżach. Jesteśmy zakładnikami języka, w którym dorośliśmy i nic na to nie poradzimy.
Chociaż peel chyba próbuje coś na to poradzić, skoro nosi w sobie zapasowe słowniki. I jak do tego ma się fakt, że wydał tę książkę w dwóch językach? Myślicie, że jest to jakiś rodzaj próby wyjścia poza ograniczenia ojczystej mowy?
Zastanówmy się nad tym porównując ten wiersz z kolejnym, który zamieszczam powyżej.
Dlaczego taki a nie inny dobór słownictwa? Jak to jest z tym zderzeniem kościoła z cyckami (a wystarczyło napisać "piersi" - słowo raz, że płynniejsze, dwa - jak bardzo zmieniłoby utwór, zmniejszając przepaść między sacrum a cyckami?).
I światło - widzicie jak przecina przedmioty/podmioty? Ciekawie to wyobrażenie skonstruowane - kiedy się mówi o kościele i świetle, przed oczami staje obraz snopa światła padającego np. przez witraż. A jak to z ludźmi? I co w ludziach takie światło oznacza? Czy to poszukiwanie sacrum w tych "wulgarnych" cyckach?
Wyraźna tu ironia, ten wiersz to taka krytyka religijna. Co do wcześniejszego dopytywania się o Wojaczka, to tytuł i pierwsza strofka, ciąg skojarzeniowy - matek, erotyzmu i ojczyzny.
Chodziło mi o to, że "Pogoda dla kangurów" zdaje się być napisana jakimś takim telegraficznym, skrótowym stylem. Jakby w skondensowanej formie podawał nam tu autor różne treści.
"Gdzie jest źródło światła? Czy można
tam dotrzeć na jednej kobiecie? Z jedną
tożsamością, ruchomym prawem "
Czytając tę zwrotkę, przypomniałam sobie takie powiedzenie: ...przy jednej dziurze, nawet kot zdycha."
Marcin mówi o "punktach ogniskujących, które pozostają w pamięci" - faktycznie, coś jest na rzeczy. Momentami autor zdaje się zabawiać aforystycznie, patrzcie na to:
"Zgrzytanie zębów to melodia,
na którą skazany jest każdy facet przed
ślubem"
Albo na to:
"Ewolucja mnie przeraża,
najbardziej w literaturze".
Efekciarstwo?
Ta rozprawa z własnym poczuciem narodowym (bardzo szeroko rozumianym) jest dobrze i bardzo błyskotliwie napisana, ale czy nie myślicie sobie czytając: no, tak z pięć lat temu też tak myślałem, ale dziś chyba myślę o czym innym. Dla sprostowania - w moim przypadku mniej niż pięć lat:)
I rzeczywiście, możemy podumać nad takimi fragmentami, powpisywać je do pamiętników, bo być może przydadzą się jako motto do własnego tekstu, ale weź teraz poskładaj ten tekst w jedną wizję. Przydałoby się trochę więcej kleju.
I dalej w związku z fragmentem - czy to nie jest takie pisanie wg zasady, jak udanie pisać? Taki wytwór kultury internetowej, która przecież przede wszystkim fragmentaryzuje świat, bo to w końcu nie tylko hipertekst został wytworzony. Czy to wpisywanie się w kulturę, czy współgranie z marketingiem (bo to dobry sposób, aby złapać czytelnika, skoro przestaje nam tekst grać, gdy zaglądamy do wnętrza)?
Gdzie ta ironia, o której pisał Orlińśki, balansowanie między ironią a powagą? Bo albo takie teksty jeszcze do Niszy nie dotarły albo nie wiem, o co chodzi.
Ironia? Powaga? Rzuca się nas na teren ważnych zagadnień, a mam wrażenie, że cały czas chodzi wyłącznie o podmiot liryczny, po prostu o to, co się w nim dzieje. A może to jest tak, ze traktujemy Gawina trochę poważniej dlatego, że jest redaktorem "Arterii", a skoro ktoś zasiada na takim stanowisku, ma pewien wpływ przez to na kształt literatury, to i jego twory powinny być cudowne i z całą pewnością niosące szereg wartości, kontekstów itd.? Nie pytam, żeby tu teraz obrazić autora - pytam o nas, jakie jest nasze podejście i na ile jesteśmy w nim uczciwi, znów nie wobec autora, ale wobec siebie?
Konrad, jeśli pytasz personalnie, to ja raczej nigdy nie przerabiałam własnego patriotyzmu, pomijając okolicznościówki typu 11 listopad, ale to też nie była praca na żywym mięsie.
Marcin, ja mówiłam, że nie ma polotu, to chyba będzie to samo, co twoje bez ikry? Jeśli tak, to się zgadzam. Ja lubię kiedy wiersze wprawiają w taki sam stan jak zakochanie, kiedy się nie chodzi, a unosi 2 cm nad ziemią, bo to oznacza, że tekst ma siłę sprawczą i sprawić może coś we mnie.