Felietony

Literufka

Stalinizmu na szczęście nie doświadczyłem. Mało tego, urodziłem się równe 6 lat po śmierci Józefa Wissarionowicza Stalina. 

 

Tę pełną strachu i terroru epokę znam jedynie z przekazów: rodzinnych i z literatury. 
Wiem, że wówczas ludzie bali się nawet nieprawomyślnie pomarzyć i że normą było odgadywanie życzeń władzy. Był to dobry czas dla różnego rodzaju wazeliniarzy i delatorów. Na skutek ich donosów i nadgorliwości niewinni ludzie znikali na długie lata lub na zawsze... 
 

Dziś nie potrzeba nikogo zsyłać do obozów lub zamykać w więzieniach. Wystarczy pozbawić pracy. Na różne sposoby. Z nadgorliwości można zmusić do odejścia. Można też z chęci przypodobania się władzy zaszczuć, wmówić, że nie pasujesz do układu. Chętni do poparcia znajdą się zawsze, bo wiadomo: kto nie z nami, ten przeciwko nam. 
 

Więc siedzę i piszę sobie a muzom. Boję się jednak, że w pewnym momencie popełnię literówkę i zamiast DEPARTAMENT SPRAWIEDLIWOŚCI napiszę DUPARTAMENT PRAWOŚCI.


A jak już popełnię taką literówkę, to zniknę w czarnej dziurze ludzkiej podłości. I, że ktoś za kilka miesięcy wyciągnie mi to znienacka na dowód, jaki to ze mnie parszywiec. A ja po prostu na duportografię cierpię, no dysortografię mam...


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 11 marca 2016 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca