Większość osób zainteresowanych literaturą jest świadoma tego, że czytelnictwo książek spada. Coraz większy odsetek ludzkiej populacji przesiaduje przed monitorem komputera lub spogląda na ekran tabletu, surfując po internecie (często bez określonego celu). Większość ludzi żyje w coraz większym pędzie i nie ma czasu, a często i ochoty, na czytanie książek. Książka w formie elektronicznej popularnie zwana e-bookiem jest dla takich osób ciekawą propozycją. Praktycznie w każdym domu i miejscu pracy napotkamy komputery. Czytanie może odbywać się niemal w każdej wolnej chwili. Nie dziwi mnie więc moda na e-booki jaka ostatnio wybuchła. Moda ta jest w Polsce jeszcze stosunkowo słabo odczuwalna, ale szybko narasta.
Spora liczba książkowych bestsellerów ukazuje się w naszym kraju także w wersji elektronicznej. E-booki cieszą się coraz większą popularnością wśród wydawców (nie tylko ze względu na zdecydowanie niższy koszt wytworzenia) i odbiorców. Oczywiście książki w wersji elektronicznej mają swoje wady i zalety. Z różnych względów nie zastąpią całkowicie tradycyjnych wydawnictw. Są jednak od nich bardziej mobilne, a ich dostępność systematycznie wzrasta. Narastająca popularność e-booków może pchnąć czytelnictwo na nowe, trochę niezbadane, moim zdaniem, obszary. Promocja elektronicznych książek musi być jednak odpowiednio poprowadzona. Według mnie najważniejsze jest aby e-booki nie były droższe niż tradycyjne odpowiedniki danego tytułu. Niskiej cenie na pewno nie sprzyja wysokość podatku VAT jakim są obłożone (23%, a nie 5% jak tradycyjne książki). Jednakże tłumaczenia wydawców, że jest to element najbardziej wpływający na cenę uważam za mocno naciągane. Można oczywiście polować na wszelkiego rodzaju promocje, czasami bardzo atrakcyjne. Nie zmienia to jednak faktu, że e-booki są zdecydowanie za drogie biorąc pod uwagę ich wady i ceny tradycyjnych książek. Na tym tle ciekawie rysuje się przyszłość przedsięwzięć typu Humble Bundle, gdzie oferuje się internautom cyfrowe dobra (m.in. ebooki) z możliwością ustalenia przez nich ceny, którą chcą za nie zapłacić.
Pierwsze publikacje, które można uznać za pierwowzory dzisiejszych e-booków pojawiły się kilkanaście lat temu. Pliki w formacie pdf były w większości nieedytowalne. Zawierały oprócz odpowiednio sformatowanego tekstu także ilustracje, a to co pojawiało się na ekranie komputera do złudzenia przypominało standardowe artykuły i książki. Wtedy byłem sceptycznie nastawiony do tego typu wydawnictw. Czytanie wprost z komputerowego ekranu było dość niewygodne i męczące. Do tego ceny publikacji nie należały do atrakcyjnych w stosunku do klasycznej książki, a dostępność też pozostawiała wiele do życzenia. Nic jednak nie stoi w miejscu. Poszukiwano bardziej mobilnych, przypominających książkę, rozwiązań. Poszukiwania te nie ograniczały się tylko do zmniejszania rozmiarów i ciężaru dedykowanych urządzeń. Objęły również nowe sposoby wyświetlania tekstu. Pojawiły się wprawdzie pierwsze (stosunkowo duże) czytniki, ale dopiero popularność poręcznych tabletów (które w większości mogą spełniać funkcję czytnika) zapoczątkowała według mnie obecny boom na e-booki.
Spore grono producentów zajmuje się wytwarzaniem czytników e-booków. W świadomości społecznej funkcjonuje synonim: czytnik to Kindle (to tak naprawdę rodzina czytników rodem z amerykańskiego Amazona). Nie jest to jednak jedyne dostępne na rynku urządzenie. Spotkamy czytniki produkowane przez znane koncerny elektroniczne, jak i mało znane firmy. Firmy, które uznały, że mogą odnieść sukces na tym nowym obiecującym obszarze. Najprostsze czytniki wykonane w technologii e-papieru są dostępne w cenach osiągalnych dla przeciętnego człowieka. Wyposażone w podstawowe funkcje umożliwiające gromadzenie, sortowanie i oczywiście czytanie książek oraz możliwość robienia notatek, dodawania zakładek i łączenia się z internetem celem kupowania/ściągania kolejnych pozycji powinny zadowolić niejednego czytelnika.
Zagadnienie technologii wykonania ekranów czytników jest obszerne i dla zwykłego odbiorcy dość skomplikowane. Obecnie w sprzedaży znajdziemy dwa typy urządzeń. Świecące własnym światłem (ekran aktywny, LCD) i wymagające światła zewnętrznego, odbitego (ekran pasywny, e-papier). Czytniki oparte na technologii LCD są dość tanie i popularne (pewna grupa publicystów odmawia nawet takim urządzeniom miana czytnika). Ekrany wykorzystujące technologię e-papier spotkamy w wyspecjalizowanych i niestety trochę droższych urządzeniach. Zdania co do wyższości poszczególnych sposobów wyświetlania tekstu będą z pewnością podzielone. Ekran LCD zapewnia pełną gamę kolorów, ale ma spory „apetyt” na energię (potrafi się wyładować po kilku godzinach używania). Czytanie w świetle dnia sprawia spore trudności (im jaśniejsze otoczenie, tym gorsza widoczność wyświetlanego tekstu), a wzrok szybko się męczy (patrzymy bądź co bądź na źródło światła). E-papier to jak na razie maksymalnie 16 odcieni szarości (i to tylko w lepszych modelach czytników). Technologia do złudzenia przypomina jednak standardową kartkę papieru. Ekran jest matowy i nie świeci. Do czytania jest potrzebne światło zewnętrzne (odbite), tak jak w przypadku klasycznej książki (im jaśniejsze otoczenie, tym lepsza widoczność wyświetlanego tekstu, można czytać nawet w pełnym słońcu). Wzrok mniej się męczy, bo nie patrzymy na źródło światła. „Apetyt” na energię jest o wiele mniejszy niż w przypadku urządzeń wykorzystujących technologię LCD (najwięcej energii jest zużywane w momencie „przerzucania” strony).
Wgrywanie e-booków do czytników odbywa się przeważnie poprzez kabel USB bezpośrednio z komputera lub za pomocą wi-fi (są także wersje wykorzystujące karty pamięci flash). Pierwszy sposób można usprawnić przy pomocy specjalnych programów komputerowych. Programów, które spełniają rolę biblioteki cyfrowej. Drugi sposób jest raczej wolny. Większość czytników rozpoznaje najpopularniejsze formaty plików, takie jak: pdf, epub, rtf, txt i mobi (Kindle). Ładowanie baterii odbywa się poprzez kabel USB. Jak do tej pory nie spotkałem się z inną możliwością.
Przy przeglądaniu w internecie wszelkiej maści artykułów na temat e-booków i czytników tychże towarzyszyła mi pewna myśl. Czy tradycyjna książka jest skazana na zagładę? Mocno w to wątpię. E-booka nie postawi się na półce, nie pożyczy znajomemu (chyba, że wraz z czytnikiem), nie poczuje się charakterystycznego zapachu kartek, nie podpisze go autor. Jest jeszcze jeden aspekt, nad którym obecnie nie zastanawiamy się (albo zastanawiamy się zbyt mało). Co będzie, kiedy nasza cywilizacja zacznie odczuwać niedobory energii elektrycznej? Czytniki wymagają prądu do zasilenia swoich baterii. Nie ma energii - nie ma czytania. Papier nie ma tej wady.
Grzegorz Cezary Skwarliński ©
Źródła:
www.antyweb.pl
www.swiatczytnikow.pl
www.crafter.org.pl
Grzegorz Cezary Skwarliński premium
53 3miasto
224 artykuły
20 tekstów
1484 komentarze
Recenzent muzyczny od 1995. "Generator News" (1995 - 2001), "Estrada i Studio" (dział "Moogazyn" - później też jako samodzielne pismo, 1998 - 2001). Założyciel i redaktor zinu (od 2001) "Astral Voyager".
Ministerstwo Sztuki Zasłużeni dla serwisu
|
BTW
Uważam, że ten ludzki pęd do cyfryzacji niemal wszystkiego, kiedyś się na cywilizacji zemści (i to w najmniej spodziewanym momencie).
w "najlepszym" wypadku będą to nurty równoległe, w "najgorszym" rynek książek papierowych zostanie potężnie zmarginalizowany. nie bardzo rozumiem jak mogłoby się to zemścić. jeśli chodzi o jakąś utratę dziedzictwa w wyniku szeroko pojętej katastrofy, to nie sądzę, żeby istotne dane z każdej kategorii nie posiadały analogowych kopii, które, powiedzmy to sobie szczerze, również nie są w żadnym razie niezniszczalne, obie wersje są wrażliwe na różne czynniki zewnętrzne, z których i tak najbardziej dewastującym jest ludzka ignorancja.
do tego dziedzictwo intelektualne, czyli treść, najlepiej zabezpiecza duża liczba kopii. książki dlatego właśnie zdobyły świat, bo były łatwe w produkcji (druk) i tanie, czyli powszechnie dostępne, a nie dlatego, że papier ładnie pachnie i szeleści.
hordy barbarzyńców? ci, po pierwsze, najpierw zniszczą wszystko, w każdej postaci, a później zaczną tworzyć.
brak, upraszczając, prądu? tego nigdy nie zabraknie tak ostatecznie. może go być mniej, może być trudniej dostępny, ale sądzę, że rodzaj ludzki prędzej wyginie niż z niego zrezygnuje.
kino i telewizja, cóż, one akurat wyewoluowały w różniące się istotnie media, nie pozostały jedynie nośnikami, do kina nie chodzi się z nostalgii, bo akurat te mogące ją budzić zostały niemal bezlitośnie wytępione. natomiast już rynek wideo z wszystkimi przyległościami poważnie ograniczył zasięg kina, które oczywiście ma się nieźle, ale mogłoby lepiej, zresztą w liczbach bezwzględnych różnica pomiędzy kiedyś a teraz jest jednak kolosalna, wszystko wygląda ładnie i zgadza się w rachunkach, bo kino również stało się czymś powszechnym (między innymi dzięki cyfryzacji).
jeśli zaś chodzi o najzwyklejszy odbiór, ten jest wyłącznie kwestią preferencji, gustu. i marketingu. i tym ostatnim bym się martwił, nie zaś tym, jak coś jest zrobione ;)