O ile nam, Polakom, upadek komunizmu kojarzy się nieodmiennie z tymi samymi klasycznymi obrazkami, jak upadek Muru Berlińskiego, Lech Wałęsa skaczący przez płot, czy obrady Okrągłego Stołu, to są na świecie kraje, gdzie w to miejsce pojawiają się zupełnie odmienne, częstokroć bardziej dramatyczne i spektakularne historie.
Wchodząc do mauzoleum Lenina – gdzie czułem na sobie spojrzenie strażników, którzy nadal przyglądają się bacznie wszystkim zwiedzającym i przeszukują dokładnie ich kieszenie, a wymownym „ciii" nakazują poruszać się lekkim krokiem tak, by trwające w ciszy i mroku zwłoki wodza nieprzerwanie budziły szacunek i strach - poczułem się szczęśliwy, bo wiedziałem, że uczestniczę w czymś, co za chwilę będzie już tylko wspomnieniem.
Kiedy rozpadają się tak ogromne twory jak Związek Radziecki, konsternacja i chaos nie znają granic. Traf chciał, żeby w tym jakże ważnym i bezprecedensowym momencie w dziejach świata, na wschodniej granicy mocarstwa znalazł się włoski dziennikarz, Tiziano Terzani. Choć jego początkowe cele było zupełnie inne, to kiedy dowiedział się o zbliżającym się kresie imperium, postanowił wyruszyć w głąb kraju i zbadać reakcję ludzi na ten drastyczny obrót w ich egzystencji.
Terzani swoje wrażenia zawarł w książce Dobranoc, Panie Lenin, która ma charakter czegoś pomiędzy pamiętnikiem, a reportażem. Obserwacje autora działają na kilku płaszczyznach, mamy bowiem do czynienia z pewnego rodzaju studium socjologicznym i kulturowym odmiennych ludów żyjących w granicach ZSRR.
Pojawia się więc opis codziennej egzystencji w państwie komunistycznym, badanie mentalności mieszkańców odmiennych republik radzieckich i ich reakcji na upadek tego ustroju, wędrówka między skalą jednostkową a zbiorową, którą to zbiorowością jest naród, a nawet szereg narodów, których zawsze tak potężni władcy upadali, a ich upadek był wielki.
Za skrajnie ironiczny uważam fakt, iż komunizm dosłownie oddał władzę w ręce ludu dopiero w momencie swojej ostatecznej klęski. Groteskowość sytuacji dodatkowo pogłębia świadomość, że częstokroć ten lud kompletnie nie wiedział, co zrobić z otrzymaną przezeń władzą i swobodą. Po co łapać króliczka, kiedy tak przyjemnie się go goni?
Na nadbrzeżu, pośród rozbitych butelek i gruzów, stoi odosobniony i zapomniany pomnik ku chwale tego, czym miały być słynne podboje syberyjskie. Ogromne, czarne postaci z brązu niemalże sięgają nieba: inteligent odkładający na ziemię swój plecak, kobieta z włosami rozwianymi przez wiatr, żołnierz, inżynier ze swoimi przyrządami mierniczymi; wszyscy odwrócenie plecami do rzeki, gotowi maszerować w nieznane, ostatni raz spoglądają za siebie, unosząc ręce, jakby chcieli pożegnać się ze statkiem, z którego właśnie wysiedli, lub z towarzyszami, którzy kroczą ku innym podbojom. Także i oni zagubieni w labiryncie Gułagu.
Obok zwyczajnego opisu zdarzeń narrator nie szczędzi czytelnikowi osobistych refleksji, które uważam za nadzwyczajnie celne i głębokie – to są skrawki odautorskiego komentarza na temat tego, co go jako obserwatora poruszyło albo zdziwiło. Niesamowicie cenię sobie tego typu wstawki, uczłowieczają relację i podkreślają fakt, że autor nie tylko był w tych miejscach, widział te wszystkie zdarzenia, ale również na swój sposób brał w nich udział, wpływały na niego. Jego osobistym celem było też zdemaskowanie nędzy i atmosfery ciągłego strachu i inwigilacji, w jakiej funkcjonowały miliony mieszkańców radzieckich republik, a o czym większość dziennikarzy nie pisała. Postawił sobie za punkt honoru opowiedzieć o tym ze szczegółami, co też zrobił.
Czytając Dobranoc, Panie Lenin, można na poły metaforycznie stwierdzić, że Terzani w swoich podróżach podąża wciąż za odgłosem niepodległościowych okrzyków, łuną palonych sztandarów i, co najbardziej symboliczne, za zmiażdżonymi pomnikami Lenina. Na terenie całego ZSRR było ich tysiące, najróżniejszych rozmiarów i materiałów, ostatecznie połączyło je jedno – w chwili upadku znienawidzonego ustroju niemal wszystkie, jako symbole reżimu i niewoli, zostały zburzone, wysadzone i starte na popiół.
Z czasem w miejsce jednego porządku i jego ikon pojawił się drugi, wraz z własnymi symbolami. Na gruzy snów Włodzimierza Iljjcza wpływał stopniowo kapitalizm, z neonami, plakatami i doskonale znanymi światu logami Coca-Coli, Nike, czy McDonald's. Choć w życiu mieszkańców tych wszystkich państw zaszło tak wiele zmian, pewne rzeczy zostały niewzruszone, zmieniły tylko oblicze.
Tiziano Terzani w swojej książce daje nam świadectwo upadku i następującej po nim zmiany warty. Transformacje ustrojowe, które miały miejsce w krajach byłego Związku Radzieckiego trwały czasem latami, tamtejsze demokracje rodziły się w bólach, krwi i pocie. W końcu jednak wprowadzono w miejsce starego nowy ład, gdyż taki był, jest i będzie porządek rzeczy, przewrotna sprawiedliwość dziejowa.
Umarł król, niech żyje król, Goodbye Lenin – Hello, Kitty.
Tiziano Terzani, Dobranoc, panie Lenin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka, Poznań 2011
Objętość: 576 stron
Redakcja
26 z Internetu
7904 artykuły
1719 tekstów
70 komentarzy
Wywrota.pl to interdyscyplinarny serwis społecznościowy zajmujący się kulturą. Jest jednym z pierwszych portali kulturalnych w polskim Internecie – działa od 1998 roku. W tym czasie otrzymał wiele prestiżowych nagród, m.in.: Papierowy Ekran…
|