Literatura

Listy, diabły i Czajkowski (Podmiotura)

W czasach, gdy epistolografia przechodzi na emeryturę, poniekąd zwalniając miejsca następcy – e-pistolografii, pamiętajmy o tradycji, o kleksach i znaczeniu grubości atramentu.

 

Podczas czytania listów, nazwijmy je tradycyjnymi, pisanymi odręcznie na papierze, istotne nie są wyłącznie słowa, podobnie jak w kontakcie face to face, poza komunikacją werbalną, wiele przekazuje nam mimika, gesty, ubiór, odległość między osobami itd. Papier trzeba dotknąć, przesunąć po nim palcami, próbując wyczuć nadawcę. Łatwo wyczytać, w którym miejscu zagrały emocje, jak długopis przyspieszał, chcąc wszystko opowiedzieć, jak się zatrzymywał. Czasem można odnaleźć ślady po spoconych dłoniach, czasami słowa rozmazane są łzami albo nakładany jest na nie odcisk szminki.

 

Jest jeszcze zapach – Internet nie włada tym zmysłem. A co z prędkością? Oczekiwanie, to szkoła pokory, nadaje smaku całej znajomości. Jednak i tutaj tkwi pewna pułapka, bo chyba największe rozczarowanie przychodzi w momencie, gdy odbieramy kopertę przyniesioną przez listonosza, wyciągamy kartkę, a tam list stworzony przez drukarkę (nie mówię o pismach urzędowych, pozdrowieniach firmowych itd.). Wygoda to czy brak szacunku? Zapewne nie przyjaźń.

 

 

Małe oględziny tego działu nie zaszkodzą, kto wie – być może ktoś na nowo dostrzeże coś w dawnych formach i przedłuży nieco ich istnienie.

 

 


Andrzej Czajkowski i Halina Janowska

 

W sytuacji, w której listy przeżywają kryzys, przy czym paradoksalnie całkiem nieźle mają się książkowe wydania korespondencji, trafił do mnie …mój diabeł stróż. Nie mogę nawet powiedzieć, że po raz pierwszy. Przypadkiem kilka miesięcy wcześniej przyprowadziłam go z biblioteki i już zaczynaliśmy się zaprzyjaźniać, gdy nadeszła sesja, jak faszysta kazała skupić się na nauce. Szczęśliwie w lipcu Wydawnictwo W.A.B. wprowadziło na rynek III wydanie, więc tym razem książka trafiła do mnie na własność. Zawarte w niej listy, opowiadania, przedruki pocztówek i zdjęcia, zostały poprzedzone rozmową Davida Ferrego (amerykański biograf Andrzeja Czajkowskiego) z Anitą Haliną Janowską, w której współautorka listów wskazuje na kilka podstawowych różnic między wydaniem z 1988 a z 2011 roku.

 

Obecna wersja poniekąd zmieniła wydźwięk. Przede wszystkim została skrócona, ale jednocześnie wzbogacona o listy bardziej osobiste. Janowska powołuje się tu na słowa samego Czajkowskiego: „Pisać trzeba prawdę, z odwagą, nie cofać się przed niczym – jak Proust”. Może właśnie z tego powodu w końcu zdecydowała się ujawnić prawdę o orientacji seksualnej kompozytora. Wątek ten wydaje się mało istotny, aczkolwiek nabiera znaczenia, kiedy czytelnik zmaga się z ustaleniem relacji między autorami listów. W wydaniu I zamiast imion kochanków Czajkowskiego, pojawiały się zaledwie inicjały. Do tego należy dodać informację, że planował z Janowską dziecko, pisywał do niej per „mordeczko kochana”, „niezapomniana Halinko”, „kochany kotku”, „obłąkana i urocza małpko”. Doprawdy to wystarczyło, aby zamieszać w głowie biednemu czytelnikowi. Bo czemu im tak bardzo nie wychodziło, skoro pisywali do siebie wyjątkowo cudowne listy?

 

Niniejszy tekst miał początkowo zostać zatytułowany Zakochać się w geju, aczkolwiek ustawienie reflektora na orientację seksualną, byłoby wyróżnieniem krzywdzącym i z pewnością zrodziłoby dość potężne grono ludzi obawiających się intymnych wyznań. Nic bardziej mylnego. Teksty zamieszczone w książce wybrała sama Janowska. To listy pełne klasy, jaką odznaczali się bohaterzy filmów z lat 50. Niemal jakby pisały je postacie wykreowane przez Audrey Hepburn i Freda Astaire w Fanny face. On z wielkiego świata, ona, jak Audrey w szarej sukience w małej księgarni, upchnięta w śmietankę intelektualną czasów PRL-u.

 

 

Całą korespondencję określiłabym trzema słowami: romantyzm, intelekt oraz talent.

 

 

…mój diabeł stróż to opowieść o wielkiej przyjaźni i o tym, że choć miłość nie istnieje, pozostaje czułość, jaką mogą obdarzyć się dwie osoby oderwane od rzeczywistości. Prowadzona przez ćwierć wieku korespondencja okazała się być bezustanną gonitwą za marzeniami i wypełnianiem wszystkich bolesnych dziur w sercu, których życie nie jest w stanie uleczyć.

 

Oprócz namiętnych słów, uroczych zdrobnień – całej sfery intymnej, w listach dochodzi do spotkania dwójki artystów i intelektualistów. Zarówno Janowska, jak i Czajkowski byli muzykami z pasji i wykształcenia. Nie brakuje zatem rozmów o muzyce, ale także o społeczności artystycznej, która otaczała mężczyznę. Padają znane nazwiska, niejednokrotnie opowiadają sobie o koncertach, cytują recenzje czy przesyłają prezenty – płyty… i książki. Bowiem literatura nie odstępuje tej korespondencji ani na krok. Już tytuł, poprzez treść zbioru zmierza w tym kierunku – któż inny jak nie Rimbaud mógł być diabłem stróżem egoistycznego geja, wybitnego artysty, dla którego najważniejsza na świecie jest sztuka?

 

Ponadto Janowska jest tu głównym dostawcą lektur. Mimo trudnych czasów (należy pamiętać, że „akcja” rozgrywa się w okresie PRL-u), zmniejszonych środków do życia, nie szczędziła przyjacielowi literatury. To za jej sprawą mógł stwierdzić, że Wojna i pokój jest istnym cudem. Na podstawie tej korespondencji można stworzyć naprawdę długą listę lektur, niektóre zostały omówione, inne zaledwie wspomniane. Janowska i Czajkowski byli wymagającymi czytelnikami, wielkość żadnego nazwiska nie powstrzymywała ich przed krytycznym spojrzeniem. Nie są to jednak rozmowy typu pseudointelektualistów, którzy wychodzą do kawiarni z tomikiem poezji, żeby pokazać społeczeństwu, co ambitnego czytają, a kątem oka kontrolują otaczający ich tłum. Tutaj nie ma czegoś takiego. Z listów wyziewa pasja i niesamowicie emocjonalny stosunek do sztuki. Czajkowski wręcz się obraża na autora, bo jakże mógł napisać coś takiego!

 

Nieco inną osobowość prezentuje Janowska. W pierwszym odczuciu wydaje się człowiekiem znacznie bardziej zrównoważonym, co okazuje się tylko kamuflażem, sposobem na utrzymanie się w ryzach. W rzeczywistości jej listy skrywają kobietę zranioną nieodwzajemnioną miłością, której życie chyba nie do końca potoczyło się tak, jakby tego chciała. Przez to i ona wchodzi w rolę postaci krzywdzącej. Długoletnie zakopywanie uczuć do jednego mężczyzny, próba przenoszenia ich na innego, konsekwentnie do takiego stanu prowadziło i nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę sposób, w jaki traktował ją Czajkowski. Korespondencja ta stanowi swoisty preparat, na podstawie którego da się zaobserwować rozminięcie ludzi na poziomie intencji działania, uczuć i ich wyrażania. Widoczny jest podział na ludzi wylewnych, mówiących z czułością do znajomych oraz na ludzi uważających te wszystkie czułostki za coś istotnego, a słowo „kochanie” za początek romansu.

 

Gdyby to była beletrystyka, musiałabym ulec emocjom, podobnie jak Czajkowski, i krzyknąć: przecież ta fabuła jest źle skonstruowana! Napięcie (spotkają się czy się nie spotkają?!) zbyt szybko opada i zbyt długo trzeba czekać, aby ponownie odbiło się od ziemi. Taka jednak kolej rzeczy – ludzie po ucieczce długo skradają się do siebie, ostrożnie odbudowują znajomość, żeby nie powtórzyć poprzednich błędów. To nic, że ponownie wiją między sobą świat baśni i nie wiadomo, które z nich jest większym mitomanem. Taka relacja sprawdza się, kiedy kontakt zostaje ograniczony do listów.

 

Dla mnie dobra książka to taka, która zawiera wiele miejsc niedookreślonych, lecz na tyle, by móc z przesłanek usnuć pewien obraz. W …moim diable stróżu jest ich w sam raz, mimo że nie jesteśmy świadkiem dramatu, jaki się rozegrał, gdy Andrzej na stałe wyjechał za granicę, a o pierwszym spotkaniu możemy się dowiedzieć wyłącznie ze wstępu.

 

I nie wiem do końca, czy jest to dobra powieść, czy zbiór pasjonujących listów. W pierwszym przypadku szwankuje konstrukcja, w drugim zabrakło odrobiny magii, jaka płynie z pisma ręcznego. W mojej pamięci utkwił jednak iście literacki fragment, w którym Janowska przytacza rozmowę ze swoją przyjaciółką Rysią: „jeśli się chce mieć w życiu coś wielkiego i czystego, to najlepiej mieć słonia i kąpać go". Mogę tylko tak po cichu dopowiedzieć, co należy zrobić, jeśli chce się oderwać epistolografię od literatury…

 

 

 

 

©Justyna Barańska

 

 

 

Anita Halina Janowska, ...mój diabeł stróż

Listy Andrzeja Czajkowskiego i Haliny Janowskiej

Wydanie: III rozszerzone (wydanie I: 1988)

Seria: Fortuna i Fatum

Wydawnictwo: W.A.B., lipiec 2011

Liczba stron: 360

Justyna D. Barańska

Justyna D. Barańska premium

36 Ruda Śląska
120 artykułów 6 tekstów 7393 komentarze
Przez dwa lata (06/2011–07/2013) pełniła funkcję redaktor prowadzącej, wcześniej opiekunka sekcji poetyckiej i recenzentka literacka ,,Jest we mnie stare żelastwo, chrzęst zbroi, modły pogan, Są krainy, które znamy tylko z niedokładnych snów."…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
inCrudo
inCrudo 15 stycznia 2012, 17:14
Plusem powinno być, że to obszerniejsza wypowiedź, niż recenzje promujące książkę w wielu księgarniach.

Kilka podniesionych wątków to raczej powielenie, potwierdzenie tego, co o książce już napisano.
Kilka innych fragmentów tej recenzji, moim zdaniem, nie przystaje do lektury, jaką autorka tekstu pt.:"Listy, diabły i Czajkowski (Podmiotura)" obrała za cel, za tarczę dla własnych skojarzeń.

Na wstępie pada stwierdzenie, że "Papier trzeba dotknąć, przesunąć po nim palcami, próbując wyczuć nadawcę."
Chciałabym poznać ten magiczny, namacalny sposób wyczuwania nadawcy po papierach.

Cóż, w dobie wysyłania komunikatów z grafoznakami chyba trzeba pogodzić się z tym, że coraz mniej ludzi otrzymuje listy, stąd przypuszczenia o wywąchaniu kim jest nadawca, stąd spodziewanie się śladów po spoconych dłoniach nieszczęśnika, który zdecydował się na skreślenie kilku słów i zapakowanie zapisanej kartki w kopertę.
Biada korespondentom pocącym się nad kartką i znaczkiem.
Nie ujdzie wam ten akt na sucho. Po zapachu poznani będziecie.

"Jest jeszcze zapach – Internet nie włada tym zmysłem." Co za radość, że tym zmysłem na pewno nie. Autorko, może coś więcej o pozostałych zmysłach, jakimi włada Internet?

"... nadeszła sesja, jak faszysta kazała skupić się na nauce." -?
No tak, "sesja, jak faszysta".
----------

Cytat z recenzji: "Janowska powołuje się tu na słowa samego Czajkowskiego: „Pisać trzeba prawdę, z odwagą, nie cofać się przed niczym – jak Proust”. Może właśnie z tego powodu w końcu zdecydowała się ujawnić prawdę o orientacji seksualnej kompozytora. Wątek ten wydaje się mało istotny, aczkolwiek nabiera znaczenia, kiedy czytelnik zmaga się z ustaleniem relacji między autorami listów. W wydaniu I zamiast imion kochanków Czajkowskiego, pojawiały się zaledwie inicjały. Do tego należy dodać informację, że planował z Janowską dziecko, pisywał do niej per „mordeczko kochana”, „niezapomniana Halinko”, „kochany kotku”, „obłąkana i urocza małpko”. Doprawdy to wystarczyło, aby zamieszać w głowie biednemu czytelnikowi. Bo czemu im tak bardzo nie wychodziło, skoro pisywali do siebie wyjątkowo cudowne listy?"

Zgadzam się, że Anita Halina Janowska dąży do pisania prawdy, pewnie pokonując twórcze i ludzkie lęki, ale z odwagą dąży.

Chciałam zapytać do czego dąży autorka tej recenzji stosując bardzo określony tok, szyk kolejnych zdań:
- "... w końcu zdecydowała się ujawnić prawdę o orientacji seksualnej kompozytora..."
- "Wątek ten ... nabiera znaczenia..."
- "... imion kochanków Czajkowskiego ..."
- "Do tego należy dodać informację, że planował z Janowską dziecko, pisywał do niej per "mordeczko kochana", ..."
- "Bo niby czemu im tak bardzo nie wychodziło, skoro pisywalu do siebie wyjątkowo cudowne listy?"

------
Cyt.:"…mój diabeł stróż to opowieść o wielkiej przyjaźni i o tym, że choć miłość nie istnieje, pozostaje czułość, jaką mogą obdarzyć się dwie osoby oderwane od rzeczywistości."

Znowu w połowie się zgadzam, bo nie podzielam zdania, bo nie znajduję dwóch osób oderwanych od rzeczywistości. Znajduję ludzi sztuki, twórczych, z wyobraźnią, mających odwagę posiadać i używać wyobraźni, ponosić skutki posiadania wyobraźni, odkrywania się, sobie, innym, i innych. Życie w światach, wielopłaszczyznowo, wielowarstwowo to nie jest oderwanie od rzeczywistości. Świadomego zrobienia miejsca wyobraźni, odwagi, by żyć nietuzinkowo, pełniej, zmagając się z życiem, ale i ubierając je, ujmując w nuty, w słowa, marzenia, uczucia, kreacje, prawdy i myśli o sobie - nie nazwę oderwaniem od rzeczywistości.
-------
"...któż inny jak nie Rimbaud mógł być diabłem stróżem egoistycznego geja, wybitnego artysty, dla którego najważniejsza na świecie jest sztuka?" Jak autorka recenzji dochodzi do "egoistycznego geja"? Co daje podstawę?
-------
To samo pytanie do innego fragmentu tej recenzji: " W rzeczywistości jej listy skrywają kobietę zranioną nieodwzajemnioną miłością, której życie chyba nie do końca potoczyło się tak, jakby tego chciała. Przez to i ona wchodzi w rolę postaci krzywdzącej. Długoletnie zakopywanie uczuć do jednego mężczyzny, próba przenoszenia ich na innego, konsekwentnie do takiego stanu prowadziło i nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę sposób, w jaki traktował ją Czajkowski. Korespondencja ta stanowi swoisty preparat, na podstawie którego da się zaobserwować rozminięcie ludzi na poziomie intencji działania, uczuć i ich wyrażania. Widoczny jest podział na ludzi wylewnych, mówiących z czułością do znajomych oraz na ludzi uważających te wszystkie czułostki za coś istotnego, a słowo „kochanie” za początek romansu."

Jak autorka tekstu "Listy, diabły i Czajkowski (Podmiotura)" doszła do:
- "długoletniego zakopywania uczuć do jednego mężczyzny"?
- "preparatu, na podstawie którego" zaobserwowała "rozminięcie się ludzi na poziomie intencji działania, uczuć i ich wyrażania"?
- "podziału na ludzi:
a) wylewnych, mówiących z czułością do znajomych
b) uważających te wszystkie czułostki za coś istotnego, a słowo "kochanie" za początek romansu???

-----

W "...mój diabeł stróż Listy Andrzeja Czajkowskiego i Haliny Sander" Wydawnictwa „Tower Press” Gdańsk 2001 czytam:
"Adam wychodzi, a przychodzi moja ukochana przyjaciółka Rysia. Rysia
była dawniej uroczą, zwariowaną dziewczyną, ale odkąd wyszła za mąż, ciągle robi porządki
albo coś szyje. Właśnie okazało się, że przy mojej kołdrze brak dwu guzików. Rysia
przyszywa guziki i zwierza się: – On jest taki wielki, prawda? Więc mówię do niego. Słoniu...
– Tak, Rysiu, jeśli się chce mieć w życiu coś wielkiego i czystego, to najlepiej mieć słonia i
kąpać go. – Rysia odchodzi, przychodzi Pieścidełko (ten maleńki, pulchny reżyser).
Pieścidełko przynosi różę."
/ fragment listu z 13.12 67, Halina do Andrzeja /

W tej recenzji pojawia zdanie: "W mojej pamięci utkwił jednak iście literacki fragment, w którym Czajkowski pisze „kochanej mordeczce”, że jeśli chce mieć w życiu coś wielkiego i czystego, to powinna kupić sobie słonia i często go myć."
Czy jest to jedna ze zmian? Czy w III wydaniu pojawiły się listy, z których wynika, że Pani Halina w scenie z Rysią cytuje koleżance słowa Pana Andrzeja?

-----
Nie wiem co mam myśleć o tekście "Listy, diabły i Czajkowski (Podmiotura)". Nie wiem.
Wiem, co myślę o książce Anity Haliny Janowskiej. Od listów nie idzie się oderwać, nie idzie nie wracać do różnych wątków, do słów, do odsłon życia, w którym poszukiwania, lęki i odwagi, przeglądanie się i bycie, a "być albo nie być" zdaje się dla mnie stanowić jeden z kluczy, albo próg, na pewno spoiwo dla czasu, ludzi, uczuć.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 15 stycznia 2012, 18:30
W ostatnim punkcie rzeczywiście się pomyliłam, bo o słoniu powiedziała Halina, a w notatkach zapisałam na odwrót, stąd i w powyższym tekście. Zaraz poprawię. Dzięki.

Widocznie tylko ja w jakiś dziwny sposób odbieram listy, nie zatrzymując się wyłącznie na słowach, lecz na całej kartce papieru. Spróbuj, warto czasem poszukać śladów człowieka.
inCrudo
inCrudo 15 stycznia 2012, 19:22
Nie mam III wydania, dlatego pytam. Kupię, poważnie, bo chciałabym porównać, doczytać, przeżyć te listy jeszcze raz. Wyobraź sobie - zaznaczyłam w książce tyle fragmentów, do jakich chcę i wracam, że coraz mniej jest miejsc bez zaznaczenia. :)

Nie, nie tylko Ty, ale ślady spoconych dłoni to lekka przesada. Przez wstęp do artykułu poczytałam sobie o tym, jakie są odniesienia do pisania listów obecnie. Tu trafiłaś idealnie, bo pisujący listy są mniejszością, za to okazują się być osobami wyjątkowo starannymi, dbającymi o kształt pisma, akapity, zwroty, duże litery, papier, na jakim składają myśl, stąd nie tylko wywnioskowałam, a i wiem, że dobrze pojęta pedanteria, myśl o odbiorcy listu wyklucza ślady potu.

Jeszcze słowo odnoszące się do przekazu z książki - listy są ułożone według lat, ujmujące jest dojrzewanie, przeobrażanie się uczuć adresatów, trwanie. Myślę, że niebanalne znaczenie ma tutaj fakt, że poznali się wcześnie, i w tym bardzo niepewnym, zmiennym świecie tylko to dało im bardzo stały punkt oparcia.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 15 stycznia 2012, 19:50
Z jednej strony takie pedantyczne podejście do listów jest wyrazem szacunku do adresata, pewnym wykazaniem się, na ile nam zależy, ale z drugiej... odnoszę wrażenie, że to trochę nieautentyczne. Ktoś robi kleksa, przepisuje na nowo, ale pod koniec się myli i wpisuje inne słowo - i znów od początku. Wtedy charakter takiego listu ulega zmianie. A jak widzę takiego kleksa, to myślę sobie - oho, tu się nadawca zaczął piórem bawić, bo mu myśl uciekła albo to, o czym pisał wprawiło go w taką zadumę, więc może trzeba się bardziej w ten fragment zagłębić. A spocone dłonie, znam całkiem sporo osób, które każde zdenerwowanie okupują wilgotnymi dłońmi - i z tym odciskiem to nie chodzi przecież o to, że ktoś specjalnie kładzie dłoń na tekst i czeka aż papier wpije. Mam tu na myśli sytuacje przypadkowe, zagapienia. Dużo by o tym pisać, a muszę teraz zająć się innym tekstem ;)
inCrudo
inCrudo 15 stycznia 2012, 20:54
Hm, cóż, jak nie kleks to brak naboi, albo kulka w długopisie zalewa, same nieszczęścia, a nie wykluczone, że trochę zupy pomidorowej przy okazji, inni słowy to raczej list w brudnopisie, żart taki, z dłonią zapachową, ostrą nerwicą, niewydolnością pióra...
Może to i lepiej, że zwyczajne skrzynki pocztowe nie pękają w szwach.

Autentyczne pisanie listów jest dalekie od obrazków jakie przestawiasz, po prostu. To kwestia umiejętności, wyczucia, również sztuka, przyjemność. Po udzielonych mi odpowiedziach nie sądzę byśmy zrozumiały się w tej materii.

Trudno się domyślać, przeczuć, jak bardzo jesteś zajęta.
Teraz już wiem, więc tylko pozdrowię.
:)
przysłano: 28 kwietnia 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca