Kilka słów o tym, jak panowie Micklethwait i Wooldridge zagrali na nosie Nietzschemu.
Ci dwaj dżentelmeni, dziennikarze związani z pismem „The Economist", poprzez tytuł książki będącej efektem ich kooperacji – Powrotu Boga, rzucają rękawicę wszystkim tym, którzy bóstwa dawno już pochowali.
Podczas gdy rodzimy kościół wydaje się być w odwrocie, gdy rząd i społeczeństwo niesie fala laicyzacji i gonienia Europy, w samym centrum zachodniego stylu życia, Stanach Zjednoczonych, religia triumfuje jak jeszcze nigdy wcześniej. Podobnie w Ameryce Łacińskiej, Chinach i Korei Południowej. Co spowodowało ten nagły wzrost religijności wśród ludzi i swoisty powrót do korzeni? To właśnie wspomniany już duet postanowił zbadać.
Książka dzieli się na cztery części, w których autorzy poruszają oddzielne aspekty omawianego tematu, zaczynając od zarysu rozwoju religii w Stanach Zjednoczonych, następnie podsumowując jej sytuację aktualnie, by zaraz opuścić Amerykę Północną i skierować uwagę w stronę Chin i państw rozwijających się. Spodziewałem się hybrydy rzetelnego dziennikarskiego śledztwa i chwytliwej narracji popularnonaukowej... i muszę przyznać, że częściowo się rozczarowałem.
Pierwsza część naprawdę wciąga, obrazuje harmonijny rozwój religii i kapitalizmu, które uczyły się od siebie i nader często łączyły. Zaprzeczając twierdzeniu, że kościół jako część uciskającego reżimu jest przeszkodą na drodze do demokracji, państwo amerykańskie rozwijało się pobożnie i demokratycznie, a przynajmniej tak twierdzą autorzy.
„W Ameryce pasterz szuka owieczek i tuli je do swej piersi, nie zachowuje sie na sposób szwedzki, gdzie owieczki muszą szukać pasterza i zwracać się do niego pompatycznymi tytułami." – tak szwedzki pielgrzym opisuje różnicę między duchowieństwem amerykańskim a europejskim.
Przepaść i moje główne zarzuty następują w części drugiej, kiedy duet dziennikarzy przystępuje do opiewania triumfującej religijnej Ameryki w kontraście ze starzejącą się, laicką Europą na skraju bankructwa. Dowiadujemy się tu między innymi, że ludzie religijni są bogatsi, zdrowsi, bardziej szczodrzy i ogólnie obiektywnie lepsi niż reszta. Tendencyjność tego typu mocno rozczarowuje w publikacji, która miała na chłodno i w oparciu o źródła wytłumaczyć pewien fenomen.
Znajduje się tam jednak również krytyka superkościołów, działających całkiem komercyjnie jak dobrze zorganizowane korporacje, z miliardowymi zyskami i setkami pracowników. Centra religijne posiadają własne kina, szkoły, apteki, boiska do tenisa i luksusowe spa. Czytając to nasuwa się pytanie, które zresztą autorzy w pewnym momencie też stawiają: czy to jeszcze religia, czy już biznes?
Trzecia część Powrotu Boga to opis rozszerzania się amerykańskiego wzorca kościoła pentekostalnego (zielonoświątkowców) i charyzmatyków na Amerykę Południową, Afrykę i Azję. Ciekawym elementem tej swoistej działalności kolonialnej jest sposób, w jaki obrządki te przystosowują się do okolicznych zwyczajów, albo adaptują je na swoją korzyść, jak głęboko zakorzeniony w kulturach Ameryki Łacińskiej kult egzorcyzmów.
Ostatni, czwarty rozdział, traktuje o nieuniknionym starciu dwóch najsilniej rozwijających się obecnie religii - islamu i chrześcijaństwa. W pierwsza z wiar zmierza powoli z północy w dół, a drugi z południa w górę, nie obejdzie się więc bez starcia. Równeiż coraz liczniejsza mniejszość muzułmańska w Europie Zachodniej popada z tamtejszą ludnością w coraz częstsze konflikty właśnie na tle religijnym.
Po lekturze tej pozycji czuję pewien niedosyt, tak, jakby poza kilkoma ciekawostkami i ogólnymi stwierdzeniami nie dano mi żadnego wytłumaczenia, żadnej świeżej myśli. Nie poddaję w wątpliwość rzetelności autorów (żonglowali bowiem danymi i nazwiskami z prawdziwą wirtuozerią), z wyjątkiem wspomnianych już mocno tendencyjnych uwag.
Powrót Boga jest z pewnością książką w pewnym stopniu pouczającą, podnosi świadomość w kwestii oblicza i historii religii na świecie i pozwala poznać część procesów decydujących o jej rozwoju i popularności. Nie jest jednak całkowicie bezstronna i to momentami bardzo razi, chociaż przecież ciężko być obiektywnym mówiąc o kwestiach ostatecznych.
Jedno jest pewne, Friedrich Nietzsche pośpieszył się z pochowaniem Boga, ale i stwórca sam nie stoi w miejscu i zdaje się inwestować w egzotykę.
John Micklethwait , Adrian Wooldridge - Powrót Boga
Wydawnictwo: Zysk i S-ka , 2011
Liczba stron: 464