J.K.Rowling znakomitą pisarką jest, to bez dwóch zdań.
Wiem, że w dobrym tonie jest gardzić bestsellerami Brytyjki oraz kpić sobie jawnie z Potteromanii, ale nigdy się na to nie zdobędę, przykro mi. Książki o Harrym Potterze przeczytałam z zapartym tchem od deski do deski i to wcale nie w dzieciństwie, lecz w wieku nieomal podeszłym, bo jakoś po dwudziestce. I wsiąkłam po uszy. Do tej pory pamiętam imiona wszystkich braci Weasley, nie gubię się w zawiłych koligacjach rodziny Blacków, umiem wymienić horkruksy i wiem, dlaczego w piątej części Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Luna i Neville polecieli do Londynu na testralach, a nie na miotłach. Po papieżu nie płakałam, ale po Dumbledorze – owszem, po Syriuszu zresztą też.
I jeszcze bardzo bym chciała mieć w domu Hagrida.
Toteż kiedy oficjalne media ogłosiły, że J.K. Rowling napisała swoją pierwszą powieść dla dorosłych, a złośliwi orzekli, że nawet jakby napisała instrukcję obsługi kosiarki, to ciemny motłoch i tak poleci kupić i rzecz sprzeda się w 2 milionach egzemplarzy, to ja razem z ciemnym motłochem poleciałam kupić.
The Casual Vacancy, bo tak brzmi oryginalny tytuł powieści, to w dosłownym tłumaczeniu „przypadkowy wakat”, czyli wolny stołek, który pojawia się w radzie miasta po śmierci Barry’ego Fairbrothera, jedynej w pełni pozytywnej postaci w Pagford. Barry umiera sobie beztrosko już na pierwszej stronie, pozostawiając różne niedokończone sprawy, czworo dzieci, małżonkę oraz drużynę nastoletnich wioślarek, które upierają się, by na pogrzebie puścić mu Rihannę. Fotel Barry’ego kusi, miasteczko pogrąża się w bezwzględnej walce o władzę, na jaw wychodzą od lat skrywane tajemnice i wielu Brutusów ujawnia prawdziwe swe oblicze. Do tego dochodzą narkotyki twarde oraz miękkie, seks, przemoc, cięcie żył i korupcja. Słowem – wszystko to, na co profesor McGonagall nigdy by w Hogwarcie nie pozwoliła.
A jednak, tę na wskroś mugolską powieść czyta się wybornie. Autorka nie straciła nic a nic ze swojej niezwykłej umiejętności snucia zajmujących historii, poprzeplatała losy bohaterów w skomplikowane wzory, profesjonalnie poprowadziła akcję (najpierw jest dość leniwie, potem wszystko stopniowo przyspiesza, a od końcówki to już ciężko się oderwać) i w dodatku ukatrupiła niewinnych. Bywa zabawnie, choć częściej jest ponuro, niepozorne nastolatki okazują się zdolne do bohaterskich czynów, a szkolne gwiazdy – do aktów tchórzostwa. Uprzywilejowani w większości wolą odwracać wzrok od nieuprzywilejowanej dzielnicy Fields, gdzie mieszka, między innymi, postać o kluczowym znaczeniu dla całej historii – Krystal Weedon, córka narkomanki i prostytutki, enfant terrible tutejszej szkoły średniej. Główną bohaterką nazwać jej wprawdzie nie możemy, ale moralność poszczególnych postaci da się chyba zmierzyć ich stosunkiem do „sprawy Krystal”. Za dużo zdradzić bym nie chciała, więc powiem jeszcze tylko, że Krystal wcale nie ułatwia zadania tym, którzy nie mają jej losów głęboko w nosie.
Moralność, odpowiedzialność, wykluczenie – jeśli miałabym tematykę powieści sprowadzić do trzech istotnych słów. Niczym prawa mieszkanka Gryffindoru, J.K. Rowling staje po stronie tych, których skreślono już na starcie. Zdaje się namawiać czytelnika, by dla odmiany użył wyobraźni do celów przyziemnych, by spróbował postawić się na miejscu osoby traktowanej jak toksyczny odpad.
Nic nowego, powiedzą septyczni i nieprzekonani.
Być może. Ale bycie najsławniejszą pisarką na kuli ziemskiej daje J.K.Rowling drobną przewagę: jej głos zostanie usłyszany.
The Casual Vacancy, J.K.Rowling
Wydawnictwo Little, Brown, 2012
Stron 504, okładka twarda.
Dominika Ciechanowicz
42 Zielona Góra
350 artykułów
39 tekstów
2799 komentarzy
Współpraca Zasłużeni dla serwisu
|
Nie dlatego, że trzeba narzekać. Nawet nie wiedziałem, że trzeba. Jakoś nie zauważyłem narzekających. Za to masę doceniających. Którzy raczej wmawiają mi, że musi się podobać.
Trudno. Ja się może zwyczajnie na tym nie znam. Wolę Słowackiego, bo on w końcu "wielkim poetą był". Chociaż to będzie trudno wyjaśnić motłochowi ;-)
Michał, serio doczytałeś do 20 strony i Cię nie wciągnęło? Niepojęte! Przecież to taka fajna historia jest i tak fajnie napisana. Nie potrafię przejść obojętnie obok dobrze opowiedzianych historii, takich wiesz, rodem z Dickensa (stąd moja słabość do Irvinga, którego o ile wiem, też cenisz). A J.K.Rowling jak dla mnie wpisuje się w ten nurt.
Kasiu, cieszę się, ze Cię porwały – znaczy się, że jeszcze całkiem nie zapomniałam, jak się pisze.
Książniczko, Sukhvinder tnie ciało, istotnie. Ale krew się leje, znaczy że chyba o żyły też zahacza, nie?
Paulina, papież do Harrego ma niewiele, ale do Dumbledora trochę więcej. Obaj popylali w długich szatach, znali różne tajemnice i wszyscy ich kochali.
A co do szat - teraz Dominiko skumałam powiązanie ;), choć powiem Ci, że pojechałaś po emocjach haha ( ...ale po Dumbledorze i owszem ;PPP) .
PS. Justyna cudna ksywa - Hajdi ;P