Literatura

O Twarzach Karpińskiego – lekcja wrażliwości

Eseje z nowej książki Karpińskiego są zapisem fascynacji dziełami sztuki, teatrem, literaturą. Są także hołdem wdzięczności dla artystów, którzy je stworzyli i którzy ukształtowali wyobraźnię i wrażliwość autora.

 

 

 

I ciągle widzę ich twarze,

ustawnie w oczy ich patrzę – 

ich nie ma - myślę i marzę, 

widzę ich w duszy teatrze.

Stanisław Wyspiański

 

Z okładki najnowszego zbioru esejów Wojciecha Karpińskiego, zatytułowanego Twarze, spogląda przenikliwie jakiś mężczyzna. Jest nim Krzysztof Jung – zmarły w 1998 roku malarz, przyjaciel pisarza, któremu książka została zadedykowana. Zarazem jednak głównym tematem wszystkich zawartych w niej tekstów  jest twarz człowieka - spojrzenie pisarza, intelektualisty, malarza. Autor Książek zbójeckich przywołuje wspomnienie tych, którzy ukształtowali jego wyobraźnię i wrażliwość: Wyspiańskiego, Muratowa, Czapskiego, Jeleńskiego, Hertza, Stempowskiego, Giedroycia…

 

Tytuł tomu, zaczerpnięty z wiersza Stanisława Wyspiańskiego I ciągle widzę ich twarze, zawiera przewodnią myśl wszystkich bez wyjątku esejów. Uświadamia nam, jak wiele zawdzięczamy pewnym ludziom, jak dalece ich spojrzenie ukształtowało nasze… Karpiński ma tego świadomość i daje temu wyraz pisząc: „… chciałbym jako forma wypłacenia się z długu, opisać spotkania z Wyspiańskim, z dziełem i osobowością. Odnosi się to jednocześnie do wszystkich pisarzy i artystów, którzy znaleźli się w tym tomie. Ich dzieło i osoba splata się z biografią autora esejów nierozerwalnie i często bardzo osobiście. Czytam te teksty i ożywają moje własne fascynacje, a pamięć wydarzeń i twarzy rozwija się jak ruchomy obraz. Twarze Herberta z wystawy Twarze Pana Cogito w Ossolineum w 2008 roku, wybrane spośród wielu zdjęć, rysunków, tekstów bogatego archiwum mojego ukochanego Poety, któremu tak wiele zawdzięczam …  Eseje Karpińskiego to właśnie taka książka, która uświadamia w sposób niepodlegający dyskusji, że są w naszym życiu obecne twarze, które patrzą na nas takim przenikliwym wzrokiem. To książka inspirująca do refleksji nad sobą i swoim miejscem w świecie.

 

Za najważniejsze dzieło Wyspiańskiego Karpiński uznaje Wesele, dramat będący „historią Polski, Krakowa, zapisem pewnej wizji kultury, literatury, rodzimej zbiorowości, siebie". Po raz pierwszy widział je wraz z rodzicami w 1956 roku, kiedy to na fali odwilży wróciło na deski sceniczne. Pozostały mu w pamięci wybitne role Haliny Mikołajskiej, Jana Świderskiego i innych. Przede wszystkim jednak poruszenie wywołał tekst Wesela.  Są dzieła, po które sięga się co pewien czas, aby się przekonać, że ciągle w nas żyją, że nas poruszają obrazami, muzyką frazy, rytmem rozmowy… Takim dziełem jest dla Karpińskiego Wesele, którego tekstem mówiło się wtedy i mówi dziś, kiedy chcemy wyrazić, „co się komu w duszy gra” albo powiedzieć z goryczą: „miałeś, chamie, złoty róg”…  Wyspiański, patrzący swoimi „stalowymi, niesamowitymi oczyma” (we wspomnieniu Boya – Żeleńskiego), który odczytywał na swój sposób mitologię, Szekspira i Mickiewicza, we wszystkim niekonwencjonalny, o którym krążyły anegdoty, że gdyby był obecny przy stworzeniu świata, z pewnością pouczałby Pana Boga, mając inną wizję jego urządzenia… Ów malarz „Chochołów” i w ogóle Krakowa, wizjoner „teatru ogromnego”, twórca wspaniałych witraży u Franciszkanów i niezliczonych studiów kwiatów, autor mebli i scenografii własnych dramatów – można by powtórzyć za Krasińskim (który odnosił te słowa do Mickiewicza): „Z niego my wszyscy”.

 

Spojrzeniu Pawła Muratowa, autora Obrazów Włoch, na Zachodzie prawie nieznanego,  Polacy zawdzięczają nie tylko świetnie napisaną historię sztuki włoskiej. Dla Wojciecha Karpińskiego jest to „wspaniała opowieść inicjacyjna o roli kultury w naszym życiu – czyli o sensie naszej egzystencji”. Lektura Muratowa była źródłem inspiracji dla Karola Szymanowskiego i dla Jarosława Iwaszkiewicza. Autor Książki o Sycylii z kolei zaraził swoją miłością do Włoch Miłosza, któremu zasugerował obejrzenie fresków Signorellego w Katedrze w Orvieto. Ten zaś polecił je Zbigniewowi Herbertowi, co zaowocowało pięknym esejem na temat orwietańskiego Il Duomo, którego „fasada różni się od wnętrza; jakby brama życia pełna ptaków i kolorów prowadziła do wieczności surowej i zimnej”. Ale najbardziej zapada w pamięć opis fresków Signorellego w kaplicy Della Madonna di San Brizio – to rodzaj wtajemniczenia w tę sztukę, którą ogląda się oczami Herberta.

 

Wydawca i tłumacz Muratowa, Paweł Hertz, stanie się bohaterem innego eseju: Paweł Hertz: podróże i rozmowy. Zdumiewający życiorys człowieka, który nie ukończył szóstej klasy gimnazjalnej (na egzaminie poprawkowym z matematyki wyszedł z sali i do szkoły już nie powrócił), a którego wiedzą i erudycją można by obdarzyć kilku profesorów. Paradoksalnie bowiem był jednym z najbardziej wykształconych Polaków. Autor poezji, prozy, esejów (debiutował jeszcze przed wojną jako 17-latek), a przede wszystkim zasłużony wydawca.  Karpińskiego, który poznał Hertza  osobiście, zafascynowała jego umiejętność „patrzenia się inaczej”. „Pod jego maskami i minami – pisze – dostrzegałem człowieka przejętego do głębi losami ojczyzny i wspólnoty, dostrzegałem także artystę oryginalnego, ale wątpiącego w siebie". To jemu zawdzięczamy 7-tomowy Zbiór poetów polskich XIX wieku czy Księgę cytatów z polskiej literatury pięknej. Jako tłumacz przyswoił Polakom m.in. twórczość Dostojewskiego, Prousta, Puszkina, Brodskiego.  Autor eseju pisze, że widział w nim dyrektora wirtualnej Narodowej Galerii Portretu, którą należałoby stworzyć, aby ocalić od zapomnienia ludzi i dzieła, które próbowały unicestwić obydwa totalitaryzmy: hitlerowski i komunistyczny. Do realizacji tego planu nie doszło, ponieważ Hertz zmarł w 2001 roku.

 

Wzorem Książek zbójeckich Karpiński powraca do postaci i dzieł szczególnie dla siebie ważnych, w tym kolejny raz do Józefa Czapskiego. Leży właśnie przede mną  brytyjskie wydanie  z 1988 roku w Polonia Book Fund LTD, przywiezione przez  powracającego z londyńskiego stypendium znajomego, przedwcześnie zmarłego Sławomira Radonia. Obok niego – Pamięć Włoch, starannie wydana przez gdańskie wydawnictwo  Słowo/Obraz Terytoria. Książka czytana z potrzeby porównania własnych wrażeń, po Ogrodzie barbarzyńcy Zbigniewa Herberta i Kamieniach Wenecji Ewy Bieńkowskiej, po Muratowie – układa się w wielość spojrzeń, którym tak wiele sama zawdzięczam. Sądzę, że wszyscy jesteśmy czyimiś dłużnikami. Owi cicerone, prowadzący duktem własnych fascynacji wspaniałymi arcydziełami oraz mistrzami. Ale są i tacy, którzy nam w tych odkryciach i wtajemniczeniach towarzyszą, a których rola jest inna, lecz nie mniej ważna. Kimś takim był dla autora esejów Krzysztof Jung, malarz, przedwcześnie zmarły przyjaciel – człowiek wrażliwy, utalentowany. „...patrzyłem na niego patrzącego na świat. To była niezwykła lekcja wrażliwości".

 

Esej poświęcony autorowi portretów Kota Jeleńskiego, Józefa Czapskiego, Zbigniewa Herberta, a także licznych pejzaży, jest najbardziej intymnym i wnikliwym studium człowieka, artysty, który odcisnął głęboki ślad w pamięci Karpińskiego. Uzupełnia go wybór listów. W jednym z nich Krzyś, jak go wszyscy zwykli nazywać, pisze: „...otwieram szeroko oczy. Ciepła wczesna wiosna dała piękny pejzaż, światło, obudziła moje oczy. Trzeba mi tylko wytrwać w oczarowaniu".

 

Eseje Wojciecha Karpińskiego są zapisem takich oczarowań, ale prowokują też czytelnika do przypomnienia własnych fascynacji, wydobycia ich z pamięci i poddania refleksji.

 

 

 

Barbara Lekarczyk-Cisek

 

 

 

 

Wojciech Karpiński, Twarze

Wyd. Zeszyty Literackie, 2012 

Liczba stron: 248


przysłano: 11 lutego 2013 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca