Literatura

Ość w radościach. „Radości” Grzegorza Kwiatkowskiego

Przez długi czas nie wiedziałam, co myśleć o tym tomie. I jeszcze dłużej zabierałam się za ułożenie tego w słowa, a po głowie wciąż tułało mi się motto, jakim są obdarzone „Radości” Grzegorza Kwiatkowskiego.

tam leje się krew jak woda w rzece 

uciekaj!

 

I jest to chyba najtrafniejsze podsumowanie tego tomiku, bowiem już od pierwszego wiersza czytelnik ma wrażenie, jakby został porwany do zupełnie innego świata: niby tego samego, w którym żyjemy na co dzień, ale oglądanego z innej perspektywy, jakby przez mgłę. Świata, w którym ból, cierpienie i śmierć nie są czymś wstydliwym, co trzeba ukryć przed sąsiadami (bo będą gadać) ani tym bardziej czymś, co trzeba wywindować w górę i uczynić kolejnym symbolem polskiej martyrologii (żeby o tym gadano). To stały element życia i niezależnie od naszego nań poglądu — on zawsze tu był i zawsze będzie. Zagłębienie się w wierszach Kwiatkowskiego jest jak wejście do takiej właśnie krwawej rzeki w czasie snu. Rzeczywiste miesza się z nierzeczywistym i zaczyna zwracać uwagę na to, na co przeważnie zamykamy oczy.

 

W wierszach Kwiatkowskiego widzimy codzienne historie, czyjeś dzieciństwo, ludzi, których kariera skończyła się jeszcze zanim zdążyła się zacząć, utratę zdrowia. I wiele innych, gorszych jeszcze rzeczy. To wszystko to dramaty zwykłych ludzi, coś, co może dotknąć każdego. I każda z tych tragedii opisywana jest nienachalnie; teksty nie ociekają cierpieniem, tylko przeplatają je z rutyną zwykłego dnia, z jego małymi radościami. Są raczej jak takie maleńkie ości: kłują, uwierają i trzeba na nie bardzo uważać. I może właśnie przez tę nienachalność tak silnie oddziałują na odbiorcę, wszak w życiu nic nie jest tylko czarne lub tylko białe, tylko tragiczne lub tylko szczęśliwe.

 

Jednak im dalej w głąb książki, tym łatwiej o tym jaśniejszym przekazie zapomnieć. Ból i pesymizm zawarty w tekstach zaczyna przyciągać coraz bardziej, a na te małe radości przestaje się zwracać aż taką uwagę. To jak oglądanie wypadku samochodowego: nie chcesz patrzeć, nie chcesz się na tym skupiać, ale to dzieje się samo; odwrócony wzrok automatycznie wraca do rozgrywającej się sceny. Czytasz i koncentrujesz się na udręce.

 

Te teksty są mocne i w sam raz, nie uświadczy się w nich ani przegadania, ani braku słów. Niedopowiedzenie zostaje, ale jest to niedopowiedzenie dobre, takie, które zmusza do powzięcia własnych poszukiwań, znalezienia własnych odpowiedzi. Do stawiania sobie kolejnych pytań. Przystanięcia na moment i zastanowienia się przez chwilę nad cierpieniem, śmiercią, losem drugiego człowieka. Własnym losem. Kwiatkowski zmusza do podjęcia tych poszukiwań także w inny sposób, niż tylko przez snucie swoich krótkich, zwartych opowieści, w których zresztą nikogo nie ocenia, a jedynie przedstawia pewne wydarzenia. Aby te teksty w pełni zrozumieć, należy znać (lub poznać) pewne fakty, ponieważ stają się one swego rodzaju kluczem interpretacyjnym niektórych utworów. Ograbione z faktów wiersze — nadal się bronią, nadal mają swój sens, ale dlaczego się ograniczać, skoro autor zostawił nam furtkę?

 

I to nie tylko jedną. Kwiatkowski pisze konsekwentnie. Wciąż, jak w Osłabić, próbuje czasem zaburzyć spójność języka, co widać choćby w konstrukcji niektórych tytułów wierszy: kościoła, benzyną, ludzi. Pojawiają się też dość bezpośrednie aluzje do wcześniej wydanych utworów, zwłaszcza do cyklu urodzić, i tak oto kojarzone ze śmiercią zachody słońca z lekcji estetyki w zajezdni tramwajowej w wierszu dekret zamieniają się w nieco ironiczne niegroźne zachody słońca, a już na kolejnej stronie tomu otrzymujemy lekcję estetyki II.

 

Poezja Kwiatkowskiego nie jest przypadkowa. Każdy kolejny tekst uzupełnia poprzednie i jest uzupełniany przez następne. Pesymizm, który na nas przelewa, jest pesymizmem dobrym, skłaniającym do refleksji i wyciągania wniosków, do uczenia się na cudzych błędach. I choć po lekturze Radości można poczuć się przytłoczonym, i tak do tych wierszy będzie się wracać.

 

 

 

© Magdalena Czuczwara

 

Radości, Grzegorz Kwiatkowski

Biuro Literackie, Wrocław 2013

okładka miękka, stron 29,

 

Alex Reed

Alex Reed

34 Głogów
20 artykułów 3 teksty 203 komentarze
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Oliwia 8 stycznia 2014, 12:11
Takie trochę komunały jednak napisałaś.
przysłano: 27 grudnia 2013 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca