Literatura

"Owieczki dobre, owieczki złe" Joanna Cannon – recenzja

W małym miasteczku dochodzi do dziwnego wydarzenia – znika jedna z mieszkanek. Kobieta nie zostawiła listu, nikt nie wie, co się z nią stało i dlaczego odeszła. Sprawą interesują się wszyscy mieszkańcy, a w szczególności dwie małe dziewczynki – Grace i Tilly. Gdy dowiadują się od księdza, że Bóg może pomóc ludziom, którzy znikają, postanawiają, że zajmą się tą sprawą. Szukają Boga w mieszkaniach innych osób, bo wierzą, że tylko w ten sposób, znajdując Boga, sprawią, że pani Creasy wróci.

Owieczki dobre, owieczki złe to debiut powieściowy Joanny Cannon. Książka reklamowana jest jako kryminał filozoficzny i faktycznie oba te wątki pojawiają się w powieści.

 

Główną osią fabularną jest sprawa zaginięcia jednej z kobiet. Nikt nie wie, gdzie mogła pójść i dlaczego zostawiła męża. Sprawa jest tajemnicza, ale każdy się nią interesuje. Zniknięcie jest tym dziwniejsze, że powoli mieszkańcy przypominają sobie, że kobieta rozmawiała z mieszkającym pod numerem 11 mężczyzną, którego podejrzewa się o pedofilię. Czy zrobił jej jakąś krzywdę? Dlaczego go odwiedziła?

 

Z rozmów i wspomnień dowiadujemy się też, że mieszkańców łączy pewna wspólna sprawa z przeszłości. Kiedyś wydarzyło się tu coś złego. Skutkiem są nowe tajemnice i problemy. Czy ta sprawa łączy się z zniknięciem pani Creasy? Czy ktoś się wygadał i przez to będą nowe kłopoty?

 

Dodatkowo, związany z wątkiem zaginięcia, jest jeszcze temat filozoficzny. Dwie małe dziewczynki szukają Boga, bo tylko tak, według nich, można sprowadzić panią Creasy do domu. Pytają mieszkańców, obserwują i oceniają. Wiedzą, że Bóg jest wszędzie, ale nie wiedzą, co to znaczy. Poza tym dzielą ludzi na owce i kozy – dobrych i złych.

 

Akcja w książce rozgrywa się w dwóch planach czasowych – w 1967 i 1976 roku. Dzięki temu dowiadujemy się o tym, co się dawniej działo, a co rzutuje na obecną sytuację. Obie historie zazębiają się i uzupełniają. Pokazują też bardzo ważną rzecz, którą można pominąć, gdy czyta się i zagłębia tylko w historię kryminalną, a mianowicie relacje społeczne. Przełom lat 60. i 70. pokazuje podejście ludzi do innych osób – uprzedzenia rasowe, samosądy, stereotypowe myślenie. Wszystko to jest zaskakujące, ale też bardzo ciekawe, gdy się o tym czyta.

 

Owieczki dobre, owieczki złe to książka, która mnie nie porwała. Sama sprawa kryminalna jest może i ciekawa, ale zbyt wolno się rozwija. Dobrze, że nie jesteśmy zasypywani informacjami od razu, ale czasem tempo było naprawdę znikome i lektura się przez to dłużyła. Wątek filozoficzny też mnie nie przekonał – dobrze, że go wprowadzono, bo to było coś nowego, ale jakoś nie zaciekawił mnie zbytnio.

 

Jeśli szukacie powieści kryminalnej, która może was zaskoczyć, wzbogaconą o wątek filozoficzny, powinniście sięgnąć po tę książkę. Może wam się spodobać, bo jest inna niż wszystkie kryminały, które obecnie zalewają rynek. Jednak nie spodziewajcie się porywającej historii, pełnej zwrotów akcji i niesamowitych wydarzeń.

 

 

Owieczki dobre, owieczki złe, Joanna Cannon

Przekład Stanisław Rek

Wydawnictwo Amber, Warszawa 2016

Liczba stron: 400

 

Recenzja ukazała się na blogu Książka od kuchni

53 artykuły 9 komentarzy
Ministerstwo Literatury


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 27 maja 2016 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca