Literatura

Lajos Grendel "Dzwony Einsteina" (recenzja)

 

Dzwony Einsteina (recenzja)

 

Dzwony Einsteina. Opowieści z Absurdystanu to powieść, a w zasadzie powiastka, węgierskiego pisarza Lajosa Grendela. Jej akcja rozgrywa się w Czechosłowacji, w schyłkowej fazie komunizmu. Upadek komunizmu to punkt wyjścia wielu powieści, reportaży czy rozpraw. Sięgając po tego typu publikacje czytelnik często otrzymuje w pakiecie obszerny rys historyczny, który w założeniu ma pomóc w odbiorze dzieła, a w praktyce potrafi skutecznie zniechęcić do dalszej lektury. U Grendela tego nie ma. Pisarz pozostawił wydarzenia historyczne niejako z boku, wykorzystując je jedynie jako tło i przyczynek do rozważań o rewolucji. Informację o miejscu akcji podaję zatem dla porządku, jednak nie ma ono większego znaczenia, co nadaje powieści uniwersalnego charakteru.

 

Podobnie rzecz ma się z głównym bohaterem książki, którym jest Franciszek Rzeźnik. Jest typowym przedstawicielem swojego pokolenia, wtłoczonym w system i, do czasu, powielającym pewne schematy. Franek podzieliłby pewnie los wielu swoich rówieśników, ale pewnego dnia wypalił, że w przyszłości chciałby zostać Leninem. Ta odważna deklaracja wyszła z ust ucznia, ale zasugerowało ją "niedoścignione Ja" bohatera, dziwny twór od tego momentu towarzyszący Frankowi, przypominający wewnętrzny głos, który z czasem zaczął się jawić jako Einstein. "Niedoścignione Ja" chciało być receptą na trudne chwile. Tych w życiu Franka było całkiem sporo, gdyż miał on talent do pakowania się w kłopotliwe sytuacje. Żeby jednak nie było tak ponuro, miał też bohater trochę szczęścia. Dzięki temu zdołał się jakoś ustawić. Ponieważ jednak los bywa przewrotny, a nic nie trwa wiecznie, Franciszek, alias Piotr Car, co i rusz popełniał błędy, z których musiał się tłumaczyć.

 

Perypetie Franka to nie jedyny wątek tej krótkiej powiastki. Przez pryzmat jego losów Grendel porusza wspomnianą powyżej kwestię rewolucji. Autor dobitnie pokazuje, że to tylko szumne hasło. Oznacza jedynie, że kilka osób pozamienia się miejscami, a różne stanowiska i urzędy otrzymają nowe, bardziej postępowe nazwy, tak jak to było w przypadku upadku komunizmu Rewolucja to zatem ułuda. Z pozoru zmienia się wszystko, w praktyce prawie nic. Bez względu jednak na to, kto i w ramach jakiego systemu rządzi, trzeba opowiedzieć się po którejś ze stron. Albo jeszcze lepiej: przeciwko, a wtedy polaryzacja my vs oni nigdy nie przestanie mieć racji bytu. I nieważne kim jesteśmy my, a kim są oni. Ważne, żeby w kluczowych momentach trzymać ze zwycięzcami. Wydaje się, że od tego ciągłego wybierania nie ma ucieczki, ot takie życie. Grendel ma jednak receptę dla tych, którym ciągłe dokonywanie wyborów i "zmiany" są nie w smak: trzymać z wariatami. Albo za wariata uchodzić, wtedy jest się najmniej podejrzanym.

 

Jak na pisarza, autor jest bardzo oszczędny w słowach. Powieść nie jest długa, jest za to bardzo skondensowana. Dzięki temu Grendel na niespełna 125 stronach zawarł przekaz, który niejednemu zająłby pewnie kilka tomów. Pomimo niewielkiej objętości, po przeczytaniu nie czuć niedosytu. Utwór jest pełny, spójny i nieprzegadany.

 

Do tego pisarz bardzo zręcznie posługuje się ironią. Lektura wywołuje uśmiech. Refleksja, że tak naprawdę nie ma się z czego śmiać, przychodzi później. Ale przychodzi i to świadczy o sile przekazu Grendela.

                                                                                                                 Anna Balcerowska

Lajos Grendel, Dzwony Einsteina

Tłumaczenie: Miłosz Waligórski

Biuro Literackie, 2016

Liczba stron: 128

 

 

 

Zdjęcia



Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 3 listopada 2016 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca