Zespół Killing Joke zagra nie tylko jako support przed Guns N'Roses w Gdańsku. Kapela ogłosiła właśnie nową serię europejskich koncertów, w tym występ 19 czerwca w warszawskiej Progresji.
Zaczęli w 1978 roku w Londynie, zafascynowani punkiem i zachodzącymi w Anglii oraz na świecie przemianami społeczno-politycznymi, w tym wizją nuklearnej apokalipsy. Jaz Coleman, niedoszły architekt Kevin "Geordie" Walker, Martin "Youth" Glover i "Big" Paul Ferguson od samego początku wyróżniali się z masy powstających wówczas zespołów. Choćby brzmieniem, intensywnością koncertów, na których przez lata integralnym elementem było palenie przez Jaza brytyjskiej flagi. Wokalista obdarzony potężną charyzmą i niebagatelnymi umiejętnościami muzycznymi (z czasem został dyrygentem i do dziś zdarza mu się prowadzić orkiestry) nigdy nie miał oporów przed mówieniem o konieczności pozbycia się "chciwych drani z banków centralnych", o tym, jak społeczeństwami manipulują media, sterowane przez grupki bogaczy, itp. Jest też w treściach Killing Joke element mistyczny, a nawet romantyczny. O miłości traktująca piosenka "Love Like Blood" z płyty "Night Time" z 1985 roku, pozwoliła zespołowi po raz pierwszy poczuć, co to znaczy komercyjny sukces.Wspomniany album znaczy tak zwany nowofalowy okres w twórczości Killing Joke. Znacznie wyżej cenione są jednak płyty, które są bardziej surowe, alternatywne, bezkompromisowe albo wręcz zbliżające zespół do metalu. Jak genialna "Pandemonium", "Extremities, Dirt And Various Repressed Emotions", nagrany z Dave'em Grohlem za perkusją "Killing Joke" z 2003 roku, "Absolute Dissent" z przebojowym "European Super State" czy wydany w 2015 roku "Pylon", piętnasta w dyskografii, którą Anglicy będą promować w Polsce.