Skillet, "Unleashed" (recenzja)

Megafon.pl
Megafon.pl
Kategoria muzyka · 19 sierpnia 2016

"Unleashed" to solidna dawka, melodyjnego, przebojowego, rozpędzonego, rozskakanego i nasyconego elektroniką rocka.

Trochę pazura Paramore, klawiszowo-taneczne zapędy Panic At The Disco, mięśnie Disturbed i dramaturgia Biffy Clyro. Oczywiście, Skillet nie są sumą innych kapel, ale nie da się ukryć, że potrafią wyciągnąć ze współczesnego rocka przeznaczonego dla młodszego słuchacza, co najlepsze. "Unleashed" to petarda za petardą, seria hitowych, wpadających w ucho numerów, gdzie dochodzi do nieustannych gitarowo-klawiszowych pojedynków. Do tego mamy pełne emocji wokale, skoczne beaty oraz czasem nieco tanecznego klimatu (wiecie, żeby dziewczyny chciały tańczyć na koncertach).

Skillet na swym 10. albumie nie przynosi rewolucji. Gra swoje. Może bardziej zaprzyjaźnili się z klawiszami zamiast ze smykami. Nieco oddalili się od emo i poszli w bardziej imprezową stronę. "Unleashed" to materiał idealny na koncerty, do dobrej zabawy, do szaleństwa pod dużą sceną. Kapela niemal nie daje chwili wytchnienia, a nawet wtedy, gdy pojawiają się balladowe momenty, jest w tym moc. Jeśli coś zarzucić płycie, to że jest mało różnorodna. Piosenki są w sumie do siebie podobne i zlewają się w jeden wielki, radiowy hit.

Kapela z Memphis swoim najświeższym wydawnictwem nie podbije serc tych, którzy dotąd omijali ją szerokim łukiem. Kto jednak lubi takie przebojowe, rockowe granie oparte na nośnych refrenach, z niemałą dawką syntetycznych dźwięków, w postaci "Unleashed" znajdzie całkiem soczysty zestaw.

 

 

Skillet

Unleashed

2016